Nie wiem jak dalece zgodzicie się ze stwierdzeniem, że w dużej liczbie przypadków celem pisania jest dotarcie do uniwersalnej prawdy w sposób bardziej przekonujący niż dokonałyby tego suche fakty. Najlepiej chyba ujął to Neil Gaiman pisząc, że:
„Posługujemy się wartymi zapamiętania kłamstwami. Tworzymy ludzi, którzy nigdy nie istnieli, zdarzenia, które nigdy się nie wydarzyły, i umieszczamy je w miejscach, których nie ma — wszystko po to, żeby opowiedzieć prawdę.”
Możnaby powiedzieć, że fikcja jest swoistym lustrem dla świata (lub też wiarygodnym kłamstwem), w którym czytelnicy odnajdują siebie, swoje emocje, lęki, pytania i nadzieje.
1. Wiara poetycka
Samuel Taylor Coleridge w "Biographia Literaria" (1817) pokazuje, że żeby zanurzyć się w historię i pozwolić sobie na jej przeżywanie, czytelnicy muszą wykazać się tzw. „wiarą poetycką” — gotowością do przyjęcia, że to, co czytają, to jedynie wyobrażona kopia rzeczywistości. Nie chodzi tu oczywiście o całkowite „uwierzenie”, lecz o tymczasowe odsunięcie sceptycyzmu, żeby móc w pełni przeżyć emocje, konflikty i przesłanie danej historii. Mówił o tym też Stanisław Lem (parafrazując):
„W literaturze nie chodzi o to, co jest możliwe, ale o to, co konieczne.”
Tak swoją dorgą, zawieszenie niewiary ma też wartość psychologiczną. Badanie Raymonda A. Mara i Keitha Oatleya z 2008 roku sugeruje, że literatura oferuje czytelnikom symulacje interakcji społecznych, co może prowadzić do lepszego zrozumienia innych ludzi (i nie tylko) i dzięki temu zwiększenia zdolności empatycznych oraz społecznych.
„Fikcja pozwala ludziom doświadczyć emocji i sytuacji, których nie przeżyli, lecz które czują jak własne.”
2. Verisimilitude (uwielbiam to słowo:)
Żeby umożliwić to dobrowolne zawieszenie niewiary (eng. suspension of disbelief), musimy nadać swojej opowieści pozory prawdy czyli doprowadzić do jej uprawdopodobnienia u oczach odbiorców. Satyryk Stephen Colbert mówił, że nie chodzi tu o prawdę (truth) ale o „prawdo-podobność” (truthiness) — coś, co może nie jest dosłownie prawdziwe, ale tak właśnie brzmi i się odczuwa.
To literacka prawdopodobność może przyjąć różne formy: kulturową, gdy książka realistycznie oddaje znany nam świat, lub gatunkową, gdy świat fantastyczny, choć całkowicie wymyślony, jest tak logicznie spójny i konsekwentny, że czytelnik gotów jest go zaakceptować jako „prawdziwy” na jego własnych zasadach.
Nie ma tu znaczenia, jak dziwaczna, odrealniona czy absurdalna jest dana rzeczywistość — jeśli historia potrafi nas przekonać, skłonić do uwierzenia jej na czas lektury, to spełnia swoją najgłębszą literacką misję: opowiadać zmyślone rzeczy po to, żeby przedstawić prawdę.
Tylko, żeby to osiągnąć trzeba sięgnąć w głąb siebie na poziomie sensorycznym, emocjonalnym i wyobraźni.
3. Wykorzystanie wszystkich zmysłów
Wyobraźcie sobie, że ocknęliście się ze snu na łódce dryfującej na falach jeziora. W oddali widzicie znikający zarys lądu a po drugiej stronie horyzontu słońce szybko zakrywa kłębiąca się szarościami chmura. Co czujecie?
Możecie chcieć to przeżycie opisać przy wykorzystaniu pięciu arystotelsowaskich zmysłów: wzroku, słuchu, dotyku, węchu i smaku. Możecie też chcieć wykorzystać odkrycia neurobiologii i opisać zmysły takie jak:
— propriocepcja, czyli zdolność do odczuwania pozycji ciała i ruchów,
— zmysł równowagi (tzw. układ przedsionkowy), który umożliwia orientację w przestrzeni,
— termorecepcja – rozpoznawanie zimna i ciepła,
— nocycepcja – odbieranie bodźców bólowych.
— zmysł czasu – choć nie w pełni zrozumiany, mózg posiada mechanizmy pozwalające oceniać upływ czasu,
— i wreszcie interocepcja – zdolność odczuwania sygnałów z wnętrza ciała, jak bicie serca, głód, pragnienie czy potrzeba oddychania.
Tu jest moja mini-próbka starająca sie wykorzystać powyższe zmysły.
Coś nagle mną potrząsnęło. Moja głowa zanużona była jeszcze w oparach głębokiego, prawie narkotycznego snu, ale ciało powoli, wręcz niechętnie zaczynało zdawać sobie sprawę, że coś tu nie gra. Nie powinno mi być aż tak zimno. Nawet jeśli trochę się zachmurzyło, hamak rozwiesiłam przecież w osłoniętym od wiatru miejscu. Ile czasu mogło minąć, od kiedy ukryłam się tu przed wszystkimi? Godzina? Dwie? Maksymalnie trzy. Nie mogłam zasnąć na dłużej. Nawet jeśli ostatnia noc była, jakby tu powiedzieć… Niegrzeczna? Szalona? Taka, jakiej w tym wieku naprawdę już nie wypada przeżyć?
Spróbowałam się przekręcić na bok. Coś ostrego wbiło mi się w łydkę.
— Auć — jęknęłam i otworzyłam oczy. Po czym natychmiast je zamknęłam. Co tu się do cholery działo? Przecież to, co zobaczyłam, nie mogło być prawdą. Jaka łódka, jaka woda? A jednak coś kiwało mną na boki. Coraz gwałtowniej. Coraz bardziej brutalnie. Do tego zaczęło burczeć mi w brzuchu. I tak straszliwie chciało mi się pić.
Im więcej zmysłowych szczegółów użyjecie tym bardziej uda wam się wciągnąć czytelników w konkretne, zmysłowe doświadczenie, które wzmocni w nich poczucie realności, tego co piszecie.
4. I znowu te emocje
O emocjach pisałam już wcześniej, ale będę do nich jeszcze nie raz wracać. Dobrze opisane emocje sprawiają, że czytelnicy będą w stanie utożsamić się z tym, co się dzieje w waszymi bohaterami. Pomyślcie o opisie przeżyć Izydorowej z “Prawieku i innych czasów” Olgi Tokarczuk:
„Miłość przyszła do niej jak sen, który zapada na dnie ciała. Bała się jej. Miłość była jak rozległy krajobraz, którego nie znała, i który mógł ją porwać.”
Albo pomyślcie o tym fragmencie ze „Zbrodni i kary” Dostojewskiego, ukazującym rozdarcie Raskolnikowa:
„Było mu zupełnie wszystko jedno, czy umrze, czy będzie żył. Ale w duszy jego kłębiły się ciemne burze, których sam nie umiał zrozumieć.”
Ten opis robi takie wrażenie, bo pojawiająca się w nim emocja nie jest nazwana wprost, lecz pokazana poprzez wewnętrzne zamieszanie, brak logiki i fizyczną obojętność niewątpliwie będącymi objawami stanu depresyjno-lękowego. Nie tylko „wiemy”, co czuje bohater, ale czujemy to razem z nim.
Bo emocje można nazywać. Oczywiścide. Ale jeszcze lepiej jest je pokazać. Na przykład w “Niewidzialnej klatce” w ten spsób opisuję obsesję twórczą Cezara:
Nigdy wcześniej nie doświadczał takiego twórczego napięcia – jakby dwie przeciwległe ściany napierały na niego z nieubłaganą zażartością, wypierając z niego ostatnie gramy oddechu i spłaszczając go do przezroczystości.
Mogłabym napisać wprost, że ogarnął go twórczy obłęd, ale o ileż łatwiej jest się wczuć w stan bohatera, kiedy doda się konkretne szczegóły dotyczące tego, w jaki sposób dana emocja ufizyczniła się w jego ciele i głowie.
4. To, co znane, obok tego, co nieznane
Jednym z kluczowych mechanizmów budowania przekonującej narracji – zarówno realistycznej, jak i fantastycznej – jest równoważenie znanego z nieznanym. Znane elementy – takie jak codzienne czynności, znajome emocje, archetypiczne relacje międzyludzkie czy powszechnie zrozumiałe przestrzenie – tworzą poczucie zakorzenienia w rzeczywistości. Nawet jeśli akcja powieści dzieje się na obcej planecie, w alternatywnej rzeczywistości czy świecie magii, to poprzez wprowadzenie znajomych detali umożliwiacie czytelnikowi zbudowanie mostu pomiędzy własnym doświadczeniem a światem przedstawionym.
Z kolei elementy nieznane – nieoczywiste zjawiska, niezwykłe postaci, wymyślone technologie czy zaskakujące zachowania – są tym, co pobudza ciekawość i utrzymuje uwagę.
Taka gra między znajomym a obcym buduje napięcie i pozwala historii działać jednocześnie na poziomie emocjonalnym i wyobrażeniowym. Przykładem może być twórczość Neila Gaimana, w której rzeczywistość codzienna (np. metro w Neverwhere) zderza się z tajemniczym światem podziemi, lub Harry Potter, gdzie magiczny świat szkoły czarodziejów funkcjonuje równolegle do dobrze znanego nam Londynu.
Dobrze wyważone proporcje między tymi dwoma składnikami czynią historię zarówno wiarygodną, jak i wyjątkową – pozwalają czytelnikowi poczuć się bezpiecznie w nowym świecie, a jednocześnie nieustannie go zaskakiwać.
5. Własne trudne doświadczenia
Powieść staje się naprawdę poruszająca wtedy, gdy jest zakorzeniona w autentycznym, emocjonalnym przeżyciu. To, co najtrudniejsze – strata, wstyd, lęk, rozpacz, zawstydzająca słabość albo nagły przypływ nadziei – właśnie to pozwala czytelnikowi rozpoznać siebie w waszej historii, nawet jeśli fabularnie dotyczy ona zupełnie innej osoby. Kiedy sięgacie po swoje własne trudne emocje, nadajecie tekstowi niepodrabialną szczerość – a to coś, czego nie da się osiągnąć samą wyobraźnią czy warsztatem.
Opisując np. samotność po stracie bliskiej osoby, nie trzeba zdradzać autobiografii – wystarczy uchylić drzwi do emocji, które naprawdę się czuło. W ten sposób słowa zaczynają rezonować głębiej. Czytelnik, który być może nigdy nie doświadczył tego samego, potrafi jednak rozpoznać prawdę ukrytą w emocjach bohatera.
Prawdziwe emocje, wypowiedziane prosto, bez ozdobników, mają największą siłę. Nie trzeba dramatyzować – czasem jedno zdanie, które „wie”, czym jest ból, może poruszyć mocniej niż całe strony literackiego popisu.
A oto przykład z “Niewidzialnej klatki” opisujący narastającą samotność w związku:
Żeby tylko Roma była w stanie zrozumieć, że po całym dniu spędzonym w studio nie był w stanie zaoferować jej nawet ułamka swojej uwagi. Czuł się tak, jakby dzieliła ich szklana ściana. Ona nic nie mówiła – może dlatego, że on nie pytał. Co wieczór wymieniali ze sobą uprzejmości, jakby każde „jak tam twój dzień?” było rytuałem, nie pytaniem. A jeśli próbowali przełamać tę barierę natychmiast dochodziło między nimi do kłótni, coraz bardziej zawziętych i coraz bardziej trywialnych. Jakby sam fakt, że nakrzyczeli na siebie, był dowodem na to, że nadal jeszcze się zauważają.
ZADANIE PISARSKIE
Kiedy jakiś czas temu przerabiałam kurs pisarski przygotowany przez Neila Gaimana, najtrudniejszym chyba zadaniem pisarskim, które do tej pory musiałam zrobić było sięgnięcie po moje własne trudne emocje. Przy każdym z pisanych wtedy tekstów spłakałam się jak norka. Jednoczesnie teraz widzę o ile łatwiej jest mi sięgnać do własnych doświadczeń kiedy chce przedstawić coś, co jest emocjonalnie trudne dla moich bohaterów.
Dlatego chciałabym zaproponować dziś dwa ćwiczenia do wyboru.
Pierwsze “ukradnę” od Gaimana. Polega ono na opisaniu jednego z poniższych momentów z waszego życia:
• Moment, w którym głęboko się zawstydziłeś.
• Kiedy żałujesz czegoś, co zrobiłeś.
• Najsmutniejsza chwila w Twoim życiu.
• Sekret, o którym boisz się mówić.
Podczas pisania zwróć uwagę na wewnętrzne sygnały dotyczące tego, co zapisujesz — szczególnie na te rzeczy, które budzą w tobie niepokój. Zastanów się, skąd się ten niepokój bierze. Na przykład, u mnie najczęściej wynika on z tego, że w moim domu nie wypadało mówić o trudnych sprawach i to do dziś wzbudza u mnie poczucie wstydu zmieszanego z poczuciem, że łamię jakąś niewypowiedzianą umowę rodzinną. Trochę tak, jakbym nagle znalazła się na ulicy naga…
Jeżeli dojdziesz do wniosku, że to ćwiczenie jest na ten moment za trudne, przygotuj krótki tekst oparty na jakimś przeżyciu z twojej własnej historii i wykorzystaj do jego opisania wszystkie wynienione wcześniej zmysły.
P.S. Pamiętajcie, że to jest tylko wprawka. Nie musi mieć nienaruszalnej logiki i głębokiego sensu. Jeżeli zechcesz się nią ze mną podzielić, prześlij ją na email: malka6@yahoo.com
Cudownego dnia / nocy i do usłyszenia za dwa tygodnie!
Aga